sobota, 8 maja 2010

wirusy

dopadł nas wirus jelitowo-żołądkowy. zaczęło się od Mateusza, później kolejno: ja, Zuzka, Tadeusz i Mama. ominęło Tatę, bo pił nalewki i wódkę z pieprzem :D generalnie nic przyjemnego. no ale nie tylko my to przeszliśmy. podobno Wałcz też rzyga, a i do Poznania dotarło. całą impreza trwa ok doby, więc też nie jest to jakoś specjalnie wyczerpujące przeczyszczenie ;P

a z tematów mniej śmierdzących, cóż... pobyt w N.Sz. przedłużył nam się niespodziewanie i nadal jesteśmy w okręgu Wału Pomorskiego... do przeprowadzki został równo tydzień. muszę załatwić sprawy w urzędzie pracy, odebrać dyplom, odwiedzić Ciotkę, Babcię i generalnie np spakować resztę rzeczy, a mój Mąż najchętniej już do Poznania by nie wracał o_0. coś czuję, że nie będę za szczęśliwa mieszkając w tych rejonach :(

ze spraw dziecięco-ciążowo-porodowych kupiłam dziś ze szwagierką pościel, kołdry, kocyk i rożek dla Młodego. w sumie chyba wszystko już mamy, jeżeli chodzi o wyprawkę. Mama wyprała ciuszki i pieluchy tetrowe, częściowo torba do szpitala gotowa. moja jeszcze nie, ale mam nadzieję, że nie urodzę w przeciągu tygodnia ;)

powiem szczerze, ze bycie w ciąży to nie jest mój ulubiony stan :| powiem nawet więcej: nie lubię być w ciąży 0_o. w związku z powyższym nie wiem, czy plan mojego Męża co do ilości dzieci zostanie kiedyś zrealizowany z jego obecną żoną...

no nic, pozdrawiam Was :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

coś tam, coś tam ;) co myślisz?